Nadal szukasz pomysłu na MAJÓWKĘ? Sprawdź ostatnie otwarte grupy! »
Jest tylko relaks

Pierwsza taka podróż...

10 stycznia 2013
Skąd wzięła się idea Prawdziwych Podróży i pomysł na stworzenie Kiribati Club? Wszystko zaczęło się na jednej z meksykańskich plaż...

Nasza pierwsza podróż była wyprawą grupy przyjaciół, którzy chcieli zdobyć szczyty kilku kraterów i sprawdzić, co kryje się za powiedzeniem „Ale Meksyk!”. Nikt nie przypuszczał, jak bardzo zmienią się plany po przylocie na miejsce i że ten wyjazd stanie się  początkiem idei prawdziwych podróży...

Pobudka na brzegu

W Mexico City nie mieliśmy zarezerwowanego noclegu, nie przygotowywaliśmy też się też zbyt skrupulatnie do wszystkiego przed wyjazdem... Jeden z kolegów miał adres jakiegoś hotelu na obrzeżach miasta. Miejsce okazało się dość obskurne, początkowo myśleliśmy, że takie są realia miasta. Jednak kiedy dotarliśmy do centrum, okazało się, że można tam znaleźć hotele w znaczenie lepszym standardzie i co ważne –
nie ucierpi na tym nasz skromny budżet. Z czego skwapliwie skorzystaliśmy. Na trasie, podczas podróżowania po drogach i bezdrożach Meksyku, często korzystaliśmy z zabranych ze sobą namiotów, które rozstawialiśmy np. na plaży. Ale najbardziej zapadły nam w pamięć noclegi w hamakach,  z widokiem na ocean, czy morze karaibskie gdzie spokojna chłodząca bryza kołysała nas do snu...

Kto nas zabierze?

Nie gardziliśmy żadnym środkiem transportu. Przemieszaliśmy się tzw. colectivos, które nie mają stałego rozkładu jazdy i łapie się je w miasteczkach, wioskach lub na trasie (są to zazwyczaj małe ciężarówki, pik-upy). Gdy nie było pojazdów na kołach, korzystaliśmy „pojazdów na kopytach”, czyli koni.  A czasem po prostu polegaliśmy na własnych nogach i nie mieliśmy nic przeciwko np. dwudniowemu trekkingowi plażą. Oczywiście z plecakami. To był prawdziwy spacer przed siebie w nieznane...

Od Agua Azul do Zipolite

Robiliśmy chyba wszystko, co można robić na wakacjach w Meksyku. Był surfing w Puerto Escondido, spacery po dżungli, nurkowanie na rafach, laguny z krokodylami, plaże z żółwiami morskimi, a nawet połowy mieczników! Niektórzy zdobywali też szczyty wulkanów. Była sielanka na plaży i kłótnie z naciągaczami. Podziwialiśmy Hierve El Agua - niesamowity krajobraz skamieniałego wodospadu i kąpaliśmy się w wodach wodospadu - Agua Azul. W Veracruz tańczyliśmy na ulicy wraz z wiecznie młodymi i zawsze uśmiechniętymi zacnymi mieszkańcami starego miasta. Wdrapywaliśmy się też na piramidy w mieście umarłych Teotihuacan, Palenque Cobie i Chcichen Itza (10 lat temu można było jeszcze wszędzie wchodzić i zwiedzać nawet ich wnętrza). Nasza wędrówka była zupełnie spontaniczna i miała swój własny rytm. Gdy mieliśmy na to ochotę zaglądaliśmy w każdy kąt, a kiedy nie, to po prostu leniuchowaliśmy na plaży. Bywało, że zwyczajnie trwoniliśmy czas na długich dyskusjach, o tym którą drogą pojedziemy dalej… I tak oto jedna z nich zawiodła nas do Zipolite...

Nasze miejsce

Zipolite to mała miejscowość, a może raczej plaża nad Oceanem Spokojnym. I to właściwie wszystko, co można powiedzieć. Bo jak oddać słowami (nie będąc wielkim pisarzem) wyjątkowość miejsca, które na pozór wyjątkowe nie jest? Byli tam surferzy zaprzątnięci swoją zabawą z falami oceanu, cieszące się spokojnym rytmem życia napływowe plemię hippisów i krzątający się wokół swoich codziennych spraw tubylcy. Była też garstka lokalnych turystów, którzy może tak jak i my, trafili tu przez przypadek. I ptaki, piasek plaż i malownicze, porośnięte kaktusami skały wbijające się w morze. To tyle. A może aż tyle? Zipolite i okoliczne plaże zachwyciły nas tym, że oferując nam piękno oceanicznego wybrzeża, nie wymagało od nas korzystania z „turystycznych atrakcji” i pozwoliło nam po prostu cieszyć się pięknem tego zakątka Ziemi...

10 lat później...

W kwietniu 2012 r. na wyprawę „Tropem jaguara” wyruszyła kolejna grupa podróżników. Trasa prowadziła przez Belize, Gwatemalę, Honduras i Meksyk i oczywiście różniła się ode tej naszej pierwszej wędrówki. Jednak wpadliśmy na pomysł, aby podzielić się z jej uczestnikami, tym naszym wyjątkowym miejscem. Pilot zabrał wszystkich do Zipolite, gdzie czekała na nich uroczysta kolacja ze świeżymi owocami morza i innymi lokalnymi smakołykami, piękna (mimo upływu lat) plaża, hamaki i drink. Chcemy, aby w tym roku wszystkie grupy, które pojadą do Meksyku, odwiedziły także Zipolite. Choćby na jeden niezapomniany wieczór...