Filipiny, czyli tysiące wysepek
Z wyspy na wyspę przemieszczamy się małymi samolotami, łodziami (dumnie nazywanymi promami) lub motorówką. Każda wyspa ma swój odmienny klimat. Jedne są pełne słodkiej komercji (bo kto nie lubi wygody i luksusu?), inne, wciąż jeszcze dziewicze, co najbardziej widać w zachowaniu ich mieszkańców. Na wyspie Luzon w Donsol, gdzie przybywamy, aby wykąpać się z rekinem wielorybim, mieszkańcy przyglądają nam się ukradkiem. Gdy na obiad zamawiamy krewetki, kelner nieśmiało pyta: „Czy jakby nie było krewetek na targu, to czy może być rybka?” Bo kto wie, co złowili koledzy rybacy.
Pewnie chcecie wiedzieć, jak to jest popływać z rekinem wielorybim. Rekin wielorybi to największa ryba na świecie. Według oficjalnych pomiarów długość ciała sięga 12 metrów a pogłoski mówią, że nawet 20 m. Pomimo imponujących rozmiarów i groźnie brzmiącej nazwy jest bardzo łagodny. Żywi się planktonem. A nasza przygoda? Przewodnik wypatrywał bite 3 i pół godziny, ale nic nie wypatrzył. Pokornie zeszliśmy z łódki po rejsie pocieszając się słowami. Jeszcze tu wrócimy. Podróże kształcą. Tym razem nauczyły mnie pokory. Jeśli kiedyś będzie mi dane zobaczyć tego rekina docenię tą chwilę podwójnie.
El Nido wyspa Palawan
Kąpiel w ciepłym morzu w El Nido. Wypływam daleko, bo morze jest płytkie wieczorem. Kiedy wracamy do brzegu właśnie zachodzi słońce. Wołam wzruszona do mojego współtowarzysza kąpieli: „Jak tu pięknie zobacz to słoneczko, ta łódka, te skały - co za chwila...” Dla tych chwil właśnie podróżuję i czuję zanurzając się pod wodę, że właśnie mija ta cudowna chwila, o której nie zapomnę.
Rankiem budzę się i jedziemy na island hopping, czyli będziemy „skakać” z wyspy na wyspę. Uśmiecham się do obsługi łodzi i pytam: „Czy wiecie, że mieszkacie w raju?” „Dziękujemy” - odpowiadają. Za chwilę secret beach (tajemnicza plaża) nie będzie już dla mnie sekretem. Nurkujemy prowadzeni przez przewodnika na cudowną plażę. Nie wiem gdzie patrzeć najpierw - pod wodę na kolorową rafę czy na okoliczne skały, piasek i turkusowy kolor morza. Pytam o tajfuny. Zdarzają się w porze deszczowej. Jak jeden dzwonek alarmu, to nic się nie dzieje, ale jak dwa to uciekają głąb lądu. Zdarza się, że wracają i wszystko zaczynają od nowa.
Batad
Jest takie miasteczko na północnym Luzonie, gdzie 2000 lat temu ludzie wybudowali tarasy ryżowe. Do miasteczka jest tylko droga piesza. Podziwiamy mieszkańców, którzy codziennie przynoszą tam żywność, materiały do budowy domów. My zmęczeni dochodzimy tam po godzinnym trekkingu. Rozmawiamy z dwoma kobietami. Jedna wygląda na 19 lat. Okazuje się, że ma już 30 i 5 dzieci. Kocha swoje miejsce i choć budowa domu była bardzo droga, cieszy się, że tam właśnie mieszka. Mąż przyjeżdża raz w miesiącu lub rzadziej, pracuje w Baguio wielkim mieście i zarabia na życie. Przodkowie zrobili dobra robotę - tarasy do uprawy ryżu nie mają sobie równych na świecie. Jest pięknie. Na zakończenie trekkingu imponujący wodospad i kąpiel. Koniecznie musimy spać w Batad i obudzić się ryżowym raju.
Sagada
Chwila grozy. Jedziemy oglądać wiszące trumny. Jedyne miejsce na ziemi, gdzie właśnie tak tubylcy chowali zmarłych. Miejscowa ludność wierzy, że zmarłych należy chować w miejscach przewiewnych, żeby dusze mogły swobodnie opuszczać ciała, by uczestniczyć w życiu rodziny. Dlatego zdarza się i dzisiaj, że umieszcza się trumny w szczelinach skalnych lub jaskiniach. Najstarsze mają 500 lat i wśród rozpadających się desek widać kości nieboszczyków. Dwóch 17-latków to nasi przewodnicy. Japońscy turyści pozdrawiają nas i życzą miłej eksploracji jaskini. Już wiedzą, co nas czeka. Rozpoczyna się przygoda. Schodzimy w dół jaskini z naszymi opiekunami. Zejście wymaga trochę wysiłku, ale dajemy wszyscy radę, upewniając się nawzajem, że się nie boimy. Niektóre odcinki wymagają od nas wspinania się na kilkumetrowe skały. Na koniec, już na boso, bo skały są mokre, schodzimy po linach na sam dół jaskini, gdzie możemy brodzić w podziemnej rzece. Eksploracja jaskinia to wspaniale doświadczenie. Szczególnie interesujące jest podziemne przejście między jaskinią Lumiang i Sumaging.
I tym razem usiłuję sobie przypomnieć z dzieciństwa, jaka to bajka?
Urodziny w raju
Tym razem trafiły mi się cudowne urodziny. Wyspa Pangalo Alona Beach kulinarnie dech zapiera. Lapu Lapu - kolorowe rybki z rafy kuszą przygotowane na grillu, na białej plaży, w blasku gwiazd, do tego muzyka na żywo, kolorowe drinki i inne morskie specjały kalmary krewetki, homary. Pomiędzy jednym drinkiem a urodzinowym „happy birthday” granym przez lokalną orkiestrę, relaksujący masaż na plaży i wspomnienie minionego dnia – wycieczki łodzią motorową po okolicy, snorklingu na rafie, dziewiczej wyspy. Bajka? Nie, to naprawdę moje święto. Świat jest piękny!
PS. A jak siebie widzą Filipińczycy? Zobaczcie>>