Gdzie w tym roku spędzamy SYLWESTRA? Sprawdź i złap ostatnie miejsca na wyprawy! »
Folklor i starożytne cywilizacje

Komang - 'Jak zły szaman chciał zabrać dobrą energię mojej mamie i wpuścił do jej ciała truciznę'

5 kwietnia 2018

- Mam 28 lat i mam na imię Komang. Mieszkam na wsi z mężem. Mam dwójkę dzieci.
W przytulnym spa roznosi się zapach płatków róż wrzuconych do kąpieli. Po masażu będę się w niej relaksować.
- Jak mają na imię? - pytam.
- Ko ko  (chłopiec) i Ting Ting (dziewczynka).
Imiona przypominają mi bajkę Teletubisie dla dzieci z dawnych  lat…. Ko Ko, Ting Ting - powtarzam w myślach.
- Mój mąż jest małomówny. Cieszę się, że tu pracuję. -  mówi świetna masażystka w hotelu w Sidemen. - Poznaję tutaj masę ludzi z całego świata i rozmawiam z nimi.
Choć angielski dziewczyny jest podstawowy, jej historia jest zrozumiała; smutna, a zarazem urocza.
- Moja mama umarła 7 lat temu. W wiosce mieszkał pewien czarownik i chciał zabrać jej dobrą energię, dlatego wpuścił truciznę do jej brzucha. Mama kilka lat chorowała, ale nikt nie mógł jej pomóc. Żaden szaman ani uzdrowiciel nie potrafił tej trucizny usunąć. Ona się tam zagnieździła za mocno – tłumaczy Komang.


- A może to był rak? - pytam dziewczynę. Jej sprawne dłonie wprawnie ugniatają moją łydkę.
- Nie, nie rak. Ona była zielona jak umierała. Wyszłam za mąż szybko i mieszkałam u rodziny męża. Ale tam był jeden brat co zazdrościł mi bardzo pracy w hotelu. Był dla mnie okropny.
- Jak to się stało, że pracujesz w hotelu? - pytam coraz bardziej zaciekawiona jej historią.
- Pracowałam jako służąca i pan polecił mnie właścicielowi hotelu. Ten posłał mnie na kurs angielskiego, zapłacił za niego i potem zapłacił również za kurs masażu. Ale w hotelu nie tylko masuję - mówi Komang. - Jeszcze kelneruję, sprzątam i zabawiam gości rozmową. Pewni Francuzi zaprosili mnie do Paryża. Chcą żebym przyjechała z mężem. Ale ja dzieci nie zostawię. Jeśli chcą żebym przyjechała, musieliby opłacić 4 osoby, a to już za drogo… Nie pojadę do Paryża… Ale Paryż przyjeżdża tutaj - dodaje z rozbawieniem w głosie.
- Ludzie są bardzo mili i hojni. Niektórzy zostawiają mi duże napiwki. O przepraszam - mówi speszona. - Nie chciałam, żeby to zabrzmiało, że chcę od Ciebie napiwek…. - mówi to pastwiąc się wyjątkowo mocno nad moją drugą łydką. Łydka przyjmuje ten masaż z zadowoleniem.
- Ile zarabiasz? - pytam wtedy. Odpowiada. Wiem ile kosztuje masaż, który mi robi i porównuję jej zarobek. To smutne. Oczywiście na koniec daję jej napiwek. I tak właśnie zarabia Komang. Przebija zapewne napiwkami wielokrotnie swoją pensję. Zarabia też właściciel hotelu. A my płacimy podwójnie. Los turysty!

Mimo wszystko wierzę Komang, że jej mama miała niesamowitą energię (którą zresztą ona po niej odziedziczyła), i że ów uzdrowiciel-czarownik chciał jej ją zabrać.

Joanna Antkowska

KOMANG to jedna z wielu opowieści o nas, Kiribati Club, o naszej pracy jako biura podróży i jako pilotów wypraw, oraz o tym co dla nas w podróży jest najważniejsze.

Przeczytaj także: