Wyrusz po przygodę wśród najwyższych szczytów świata. Wyprawa do Nepalu z trekkingiem wokół Manaslu już w kwietniu! »
Folklor i starożytne cywilizacje

Bukiet Róż - Jak wyglądają urodziny na Kubie

24 marca 2017
Najpiękniejszy bukiet kwiatów dostałam od pewnego Kubańczyka...

Śmieję się z tej historii i przestrzegam Europejki, kiedy od czasu do czasu opowiadam o Kubie, wyspie jak wulkan gorącej.

Kubańczycy są niezwykłymi kobieciarzami. Nie ma takich nigdzie na świecie. Doskonale znają wszelkie potrzeby kobiet. Od tych najprostszych: czułych słówek, wpatrywania się godzinami w oczy, zaskakiwania drobnymi prezentami, śpiewania romantycznych piosenek, ba, serenad, pod oknem o 5 nad ranem, w końcu szalonej salsy do białego rana i odprowadzania pod same drzwi.

Kobietę rozkochać umieją w jedną noc. Choć nie każda się skusi. Jednak my ludzie z Europy jesteśmy ostrożni i bardzo zamknięci. Ta otwartość nas przeraża i każe uciekać. Może i dobrze, bo czy ta ich miłość jest szczera..?

Ciężko w to uwierzyć wiedząc, że MY, ludzie z daleka, jesteśmy dla nich nadzieją na lepsze jutro. Mamy dolary, żyjemy w luksusach, nie znamy biedy. Podróżujemy! Poznajemy inne lądy. ONI mieszkają na wyspie i są zamknięci nie z własnej woli na świat. Mało komu udaje się wyrwać. Nawet jak Kuba się otworzy, a taką mają nadzieję po śmierci Fidela, wyjazd to ogromny koszt. Skąd wziąć CUC (kubańską walutę wymienialną) na samolot i życie w obcym kraju?

Miłość udają bądź nie i Kubanki, i Kubańczycy. Są serdeczni, otwarci, weseli. Cóż im pozostało - muzyka, salsa i rum. Hawański Malecon (promenada nadmorska) jest pełen wesołych ludzi. Bawią się do rana. Uśmiechają, zagadują cieszą się życiem. Piją rum, bo na rum ich stać. Rum na Kubie jest tani. Smakowite drinki są już droższe. Do daiquiri, pina colady czy cuba libre możesz bez dopłaty poprosić o podwójny rum. Śmiało!!! Doleją.

Tego marca po długiej już wizycie na Kubie spędzaliśmy ostatnie dni w stylu slow – rozsmakowując się w Kubie. Od rana robiliśmy dokładnie to, na co mieliśmy ochotę. I mieliśmy czas, dużo czasu, którego zwykle nam w życiu brak. Kto jeszcze nie podróżował powoli powinien wiedzieć, że takie podróżowanie zmienia widzenie świata. Obserwacja, spacerowanie bez pośpiechu, powoli, przed siebie, po swojemu, kontakt z ludźmi, uśmiech, radość, przygoda - tak w skrócie wygląda mój przepis na doskonałe powolne podróżowanie…

Tego dnia Ewa wybrała teatr i samotny spacer. My natomiast w małej grupie postanowiliśmy pojechać na plażę. Plaża pod Hawaną jest pełna Kubańczyków. Co to oznacza? Że jest na niej wesoło! Wśród szumu fal i promyków gorącego słońca pod palmami na białym piasku tańczą w strojach kąpielowych habaneros (to mieszkańcy stolicy, którym udało się wyrwać na mały relaksik). Co rusz przechadza się jakiś muzyk z gitarą i marakasami. Gdzieś w oddali słychać nawet bębny. Kąpiel w rytmie salsy. Potem opalamy się wysłuchając ballad o Che Guevarze i jego smutnej śmierci. Na plażę przyjechało kilku młodzieńców świętować urodziny kolegi. To pielęgniarze ze szpitala. Rozmawiamy z nimi. Bawią się przy jednej butelce rumu. Nie stać ich na jedzenie oferowane na plaży. Obiad (ryba z ryżem i warzywami) to koszt 10 CUC, czyli ok. 10 doarów. Pytamy ile zarabiają w szpitalu – ok. 40 CUC miesięcznie. Kręcimy smutno głowami i już chcemy kupić im jedzenie (choć dla nas też jest drogie), kiedy okazuje się, że dla Kubańczyków gdzieś z tyłu plaży jest budka z wieprzowiną serwowaną za 2 CUC (choć dla nich to też wydatek!) i o taki posiłek nieśmiało prosi solenizant częstując nas rumem. Nie przyjeżdża się często na plażę, bo dojazd jest drogi. Przez chwilę jest nam smutno ale zaraz wraca muzyka i świat Kubański znów jest wesoły i radosny…

Czekałam z radością na kolejny dzień. Miał być szalony - moje urodziny! Na wieczór kupiliśmy bilety na koncert do Casa de la Musica. Byłam podekscytowana i do tego już dużo wcześniej zaprosiłam moje znajome Kubanki z Trynidadu (gospodynię i instruktorkę tańca, które poznałam już parę lat wstecz). Zaprosiłam je właśnie do Hawany na moje urodziny. Jedna z nich miała kuzynkę w Hawanie, więc miały gdzie zamieszkać, ale podróż jak się domyślacie musiałam (czytaj: chciałam) im opłacić - znając realia, że ich po prostu nie będzie na to stać.

Przyjechały jedyną możliwą drogą autobusem Via Azul. Pięknie umalowane i znakomicie ubrane pojawiły się wieczorem w naszym domu. My mieszkaliśmy w pokojach gościnnych u Kubańczyków. Krzyknęłam WOW kiedy jej zobaczyłam i czym prędzej sama zaczęłam robić się na bóstwo. W końcu to były moje urodziny. Moja tancerka zamieniła się w kosmetyczkę i doskonale mnie umalowała, a druga Kubanka z uśmiechem czesała moje włosy. W prezencie od niej wcześniej dostałam wizytę u fryzjera. Co to była za przygoda :) Farbowanie trwało kilka godzin, warunki spartańskie, ale efekt - wspaniały. Tej wizyty u fryzjera nigdy nie zapomnę. Przeniosłam się do PRL-u.

Koncert w Casa de la musica był szalony. Tańczyłyśmy w tłumie. Byłam szczęśliwa. Rzadko bawię się w Polsce. Nigdy nie ma czasu....

Późną nocą udaliśmy się na Malecon. Było bardzo przyjemnie, ciepło. Dość już miałam zaczepek Kubańczyków więc cieszyłam się, ze mieliśmy obstawę naszych polskich panów. I tak siedzimy na Maleconie, pijemy rum, ostatni toast i podchodzą do nas chłopacy z dredami i gitarami. Każemy im iść. Nie chcemy już wydawać pieniędzy albo lać im rumu. Przekonują nas jedną cudną jak zwykle serenadą. Mówię do jednego z nich, że wczoraj miałam urodziny i właśnie je kończymy. Nagle pojawia się tort. Nie uwierzycie, ale o drugiej w nocy na Maleconie szedł sprzedawca z tortami. Nasz nowy kolega zawołał go i za peso kubańskie kupił tort, ba, nawet dwa torty bo usłyszał, że ktoś z nas niedługo będzie miał urodziny!

Wracamy z tortami do domu. Roześmiani żegnamy się i idziemy spać. Rano gospodyni woła mnie do drzwi, a tam stoi nasz nocny kolega od torów z wielkim bukietem róż. To dla uzupełnienia, mówi i pyta, czy aby nie jedziemy na plażę, bo mógłby się zabrać z kolegą... Jakoś nam było nie do pary w tych taksówkach… Na plażę pojechaliśmy, ale guajiro i jego kolegi nie zabraliśmy. Z bukietu się cieszyłam bardzo. Fe, nieładnie, przyznaję się Wam, ale tak to już jest…

Minął kolejny dzień. Jest wieczór siedzimy na Maleconie w tym samym towarzystwie. Nagle dostrzegam naszego guajiro od bukietu. Idzie z gitarą, kumplem i dziewczyną o koreańskiej urodzie. Zatrzymuje się i smutno na mnie patrzy.

- To ty Joanna! Podarowałem ci bukiet i torty, a ty nie chciałaś ze mną jechać na plaże. - patrzy na mnie smutnymi oczami.

Przepraszam go serdecznie i zapraszam na rum wraz z jego towarzyszką. Przedstawia nam ją - to Susana. Susana jest troszkę pijana i pyta mnie po angielsku Czy jestem bezpieczna tutaj? Zdradza mi, że przyjechała wczoraj na Kubę i to jej pierwszy dzień.

Śmieję się i mówię ze TAK, choć myślę, że muszę ją trochę przestrzec jak przetrzeźwieje... Zaczyna się impreza, Guajiro wraz z swoimi kumplami zaczynają śpiewać i grać. Pierwsza piosenka mnie rozbawia do bólu. Guajiro wyśpiewuje takie oto słowa:

- Wczoraj poznałem Polaków na Maleconie. Jedna z dziewczyn miała urodziny. Kupiłem jej tort. Rano przyniosłem bukiet róż, ale ona mnie olała i nie chciała zabrać nas na plażę.

ALE ZA TO POZNAŁEM SUSANNĘ

Oto jaki jest świat kubański. Wszystko zawsze się dobrze kończy :)

Joanna Antkowska

BUKIET RÓŻ to jedna z wielu opowieści o nas, Kiribati Club, o naszej pracy jako biura podróży i jako pilotów wypraw, oraz o tym co dla nas w podróży jest najważniejsze.

Książkę HISTORIE Z PODRÓŻY, która zawiera to oraz 14 innych opowiadań, można już kupić w naszym sklepie>>
Cały przychód ze sprzedaży książki przeznaczamy na wsparcie sierocińca z Mto Wam Mbu w Tanzanii, o którym mowa w jednym z opowiadań.

Przeczytaj także: