Wyrusz po przygodę wśród najwyższych szczytów świata. Wyprawa do Nepalu z trekkingiem wokół Manaslu już w kwietniu! »
Krajobraz i przestrzeń

Czarny Bohater z Gwatemali - Jak nie pozostać obojętnym

21 czerwca 2018
Pewnie zastanawiacie się kim jest Czarny Bohater. Kiedy jesteśmy w naszej podróży, on słodko sobie drzemie i nie zwraca naszej uwagi...

Lecimy samolotem linii Copa Airlines z Panamy do Gwatemala City. Moje myśli już są w Gwatemali. Przypominam sobie pierwszą swoją wizytę w Antigua i nad jeziorem Atitlan. Cieszę się, że wracam, i że znów zobaczę ten fantastyczny krajobraz wulkanów otaczających jezioro, usłyszę sentymentalne melodie muzyków w Parque Central w Antigua, wśród pięknych budynków przypominających o wspaniałej świetności miasta w dawnych jego dziejach. Tu ziemia drży, a wulkany widać z każdego miejsca starej stolicy. Dlaczego chcę tu wracać? - zastanawiam się. W myślach uśmiecham się do siebie. To te kolory mnie tak przyciągają. W różnych barwach są fasady budynków, podpierane przez przesympatycznych mieszkańców, z których każdy chce zamienić z Tobą chociaż jedno słowo. Kolorowe jest miejskie targowisko, czynne do późnych godzin wieczornych, gdzie targowanie staje się frajdą, a zakupy zabawą na całego. Różnokolorowe są autobusy - chickenbusy. Ich karoserię ozdabiają pstrokate rysunki i naklejki, a do tego ogromna ilość lamp, lampeczek, których widok przypomina nam Święta Bożego Narodzenia. Do tego taka piękna maszyna posiada imię żeńskie i przedstawia się wielkim podświetlonym napisem na przedniej szybie. Kolorowe są wreszcie stroje mieszkańców i ich kapelusze, które mają więcej barw niż kolory tęczy.

Jeden wulkan zasnął na dobre, dwa jednak wciąż pozostają aktywne: El Fuego i El Agua, Ogień i Woda.

Dziwne jest to, że historia nas nie przeraża. W 1773 roku wybuch wulkanu El Fuego spowodował trzęsienie ziemi, które zniszczyło praktycznie całkowicie starą stolicę. Miasto przestało istnieć. Mimo że ówczesne władze kolonialne przeniosły stolicę do Gwatemala City i tam powstało nowe miasto, mieszkańcy nie dali za wygraną, i mimo zakazu zasiedlania ziemi odbudowali Antiguę. Za co kocham to miasto? Właśnie za to niewiarygodne współistnienie kruchości i długowieczności. Za to, że pewnego dnia może zniknąć, lecz znowu się odbuduje. Przyjazd tam to wyzwanie dla wielu podróżników. Antigua ciągnie jak magnes. Podróżnicy zostają tam na miesiące, a nawet lata, czasem na całe życie. Antigua ma bogatą ofertę szkół językowych. To tutaj zjeżdżają się mochileros z całego świata, którzy uczą się w szybkim tempie języka hiszpańskiego, by móc potem z większą odwagą podróżować po świecie latino.

Z samolotu wsiadamy do zamówionego kolorowego chikenbusa - Rosalindy. Chciałam zrobić frajdę moim turystom. Jedziemy do Antigua. My również bojkotujemy nową stolicę Guatemala City. Antigua - stara Guatemala – już na nas czeka, i my szaloną Rosalindą zjeżdżamy drogą w dół do serca starej stolicy, do Parque Central, przy którym znajduje się nasz hotelik z pięknym kolonialnym patio i tak ukochaną przeze mnie zielenią. Takie patio skrywa tutaj każdy hotelik i każdy kolonialny dom, to charakterystyczna kolonialna architektura. Przed wyjazdem do Panajachel, cudownego miasteczka nad brzegiem jeziora Atitlan, chcemy jeszcze wspiąć się na wulkan Pacaya. Ten wulkan, który nie należy do Wielkiej Trójcy, jest tykającą bombą i wznosi się na wysokość 2500 metrów. Ostatnio swoją wzmożoną aktywność miał w 2015 roku, kiedy to zrzucił na Antiguę deszcz popiołu. Zdobycie wulkanu nie jest trudne, ale robi się to tylko pod okiem lokalnego przewodnika. Wulkaniczna ziemia i mroczne kolory przypominają nam o tym, że miejsce jest na swój sposób bardzo niebezpieczne. Można nawet usłyszeć pomrukiwania wulkanu, a następnie usmażyć sobie marshmallows (słodkie pianki) po drodze w jednym z otworów z lawą, która okazuje się być bardzo gorąca. Wulkan zdobyty, wsiadamy do busa i mój gwatemalski amigo, kierowca, wiezie nas dalej do Panajachel. Eldin ma ogromną radość w sobie i uwielbia polskich turystów. Zabawia nas swoim sposobem bycia i jest pomocny na każdym kroku. I w końcu dojeżdżamy. Widok na jezioro Atitlan i otaczające je wulkany jest przepiękny. Panajachel to miejsce gdzie rosną drzewa sapote, oczywiście nazwa jest w języku majańskim. Do dziś można usłyszeć mieszkańców mówiących do siebie tą pradawną mową przodków. Nas czeka niesamowite przeżycie – majańska ceremonia, podczas której kapłan wywróży nam prawdę o nas samych.

Płyniemy łodzią i odwiedzamy malutkie miejscowości położone nad jeziorem. Widok jest magiczny, wręcz bajkowy. Dzień mógłby się nigdy nie skończyć. I te kapelusze – w każdej wiosce inne - tak się odróżniają poszczególne mieszkanki okolicznych wiosek. No i każda ma swoje kolorowe wyroby: szale, spódnice, kapelusze, dywany, makiety, obrusy. Nasze plecaki szybko by się zapełniły, więc na koniec przemykamy się między straganami z zamkniętymi oczami.

W Gwatemali znam jeszcze dwa fantastyczne miejsca. Oba w dżungli. Jedno znane na cały świat z majestatycznymi ruinami Majów Tikal, gdzie wyjce hałasują już przy wejściu jak orkiestra, która wita
swoich widzów. Tikal to najpotężniejsze niegdyś miasto Majów i zarazem całej Mezoameryki. Mamy szczęście buszować wśród ruin z szalonym przewodnikiem. Chce pokazać nam jak najwięcej i odkrywa przed nami tajniki przyrody, pokazuje ptaki, aż w końcu wspina się z nami na wszystkie ruiny, z których szczytu podziwiamy widoki, a on opowiada ciekawe historie o życiu Majów. Majowie prowadzili precyzyjne obserwacje, potrafili obliczyć czas obrotu księżyca wokół ziemi, przewidywali zaćmienia i stworzyli bardzo skomplikowany system mierzenia czasu, na którego podstawie powstał słynny kalendarz Majów. My czasu mierzyć nie chcemy, ani tym bardziej opuszczać tak wspaniałego miejsca.

Drugim cudownym miejscem w Gwatemali, już mniej znanym, jest Semuc Champey. Już sama nazwa brzmi uroczo, bo to miejsce jest niezwykłe. Dla miłośników cudów natury to zdecydowanie jeden z numerów jeden. To 300 metrowy most wapienny, pod którym przepływa rzeka, a na jego powierzchni uformowały się niebiesko-turkusowe naturalne baseny, w których można się kąpać do woli. Jeśli chcecie zobaczyć to niesamowite zjawisko z góry, musicie wspiąć się na pobliską górkę i wtedy cud natury okaże się Wam w całej okazałości. To jest widok, dla którego chce się podróżować! Po drodze zaczepiają nas lokalni mieszkańcy. Chcą nam sprzedać czekoladki lub coś do picia czy jedzenia. Nie mamy pieniędzy ze sobą. Nic nie szkodzi. Oni przyjdą wieczorem do nas po zapłatę do naszego hoteliku.

Pewnie zastanawiacie się kim jest Czarny Bohater. Kiedy jesteśmy w naszej podróży, on słodko sobie drzemie i nie zwraca naszej uwagi. Da o sobie znać kilka miesięcy później. Wtedy będę w Polsce zbierać się do pisania o pięknej, kolorowej Gwatemali.

Ten biedny kraj będzie cierpiał w czerwcu 2018. Wtedy El Fuego – Czarny Bohater – zaszaleje i usłyszy o nim cały świat. O 75 osobach zabitych usłyszymy natychmiast, a o kolejnych 200, którzy pozostaną zaginionymi, za chwilę. Wulkan wyrzuci z siebie kamienie, czarny dym i popiół na wysokość 10 km, a wszystko to dotrze nawet do stolicy, położonej 50 km dalej. Dwie wioski, El Rodeo i San Miguel Los Lotes, zostaną starte z powierzchni ziemi. Tysiące osób bez środków do życia i dachów nad głową, wszystko pokryte wulkanicznym pyłem, zawalone drogi, tragedie ludzkie…

Oglądam smutną twarz Borisa Rodrigueza i wyobrażam sobie co czuje. Wczoraj w jeden dzień zawalił mu się cały świat. El Fuego zabrał mu ukochaną żonę, rodziców, szwagierkę i małe dzieci brata. Znalazł ich skulonych w łóżku, gdzie próbowali ukryć się przed tym, co się działo. Czarny Bohater swoją erupcją pogrążył Gwatemalę w żałobie.

Za parę dni świat zapomni o wybuchu wulkanu. Kolejni podróżnicy, chcący przeżyć przygodę w Gwatemali, udadzą się w podróż oglądać jej piękne zakątki – wysprzątane, jak gdyby nigdy nic się stało. Bo przecież to niewiarygodne współistnienie – kruchość i długowieczność – jest na zawsze wpisane w losy tego kraju.

Czarny Bohater znów będzie słodko drzemał.

A jednak nie wszystko będzie jak dawniej. Choć uśmiechnięte, twarze tutejszych ludzi – takich jak kierowca Eldin, majański kapłan albo szalony przewodnik po Tikal – będą głęboko skrywać traumatyczne wspomnienie płaczącego Borisa Rodrigueza i innych, którym żywioł odebrał wszystko i wszystkich.

Oni nie powinni pozostać sami wobec tej tragedii. Czy możemy coś dla nich zrobić?

Tak.

Joanna Antkowska

CHCESZ POMÓC? DOŁĄCZ DO PROJEKTU GWATEMALA>>